By wierzyć w siebie, muszę mieć kogoś, kto we mnie uwierzy”


Holandia, Niemcy, Irlandia, Anglia – silna grupa, prawda? Tak silna jest liczba emigrantów – naszych kibiców w tych krajach. Silna i liczna także w innych krajach – Norwegia, Szwecja...

Dobra...sami wiecie. Jak pewnie o Sosnowcu, Głogowie, Zabrzu, Stargardzie Szczecińskim. Porozjeżdżali się nasi... No właśnie wychowankowie – piłkarze, ale i kibice zazwyczaj. Bo nie łapali się u nas, bo ktoś ich dostrzegł, bo nie widziano dla nich przyszłości u nas. Definitywnie albo wypożyczeni. Czyli prawie definitywnie, bo nie wracają. Znaczy spokojnie – żyją, tylko już żyją i grają w innych klubach. Ale tak naprawdę żyją ciągle Arką. Są stąd i tu wrócą, ale czy do Arki? To już zależy od wielu czynników. Chcemy trochę pogrzebać, „pozaczepiać” chłopaków. Dać znać – jakby się Wam kariera nie ułożyła, my pamiętamy. Często to koledzy z ulicy, dzielnicy,z boisk osiedlowych. Równe chłopaki, dziś na swoje lokalnej emigracji. Pośmiać się, powspominać, pogadać o Arce. Każdy z nich by dla Arki „umarł”, ale też nie wciskają kitu, że są tacy wspaniali, iż trzeba przed nimi rozwijać dywan i wypychać dzieci z kwiatami do przodu.

Czas na sezon pierwszy więc.


Wiosenny wieczór, taras w Kontraście, z dwoma ziomkami popijamy sobie małe co nieco, w zasadzie to już sporo tego co nieco „bije na łeb”. „Mówię ci, Bobi ma kopyto, wrzuta, zejście do środka, uderzenie. Kurwa, daliby mu szansę!” „Widziałem”- potwierdzam, choć w zasadzie jestem w takim stanie, że mogliby mi wcisnąć, iż moja skromna osoba zasługuje na szansę gry w Arce. Co nie zmienia faktu, że cała nasza trójka pamięta występy Roberta Sulewskiego w drużynie złotych i srebrnych medalistów w mistrzostwach Polski juniorów. Wpadamy na genialny plan i cała trójka wysyła smsy(w tym samym czasie) do ówczesnego trenera Arki z hasłem- Suli na boisko, czy coś w tym stylu. Czy Robert pojawił się na murawie, to wielu z Was wie, inni się dowiedzą wkrótce. W każdym razie przy naszym stoliku pojawił się trener,w tempie ekspresowym przyznaję, choć w sumie daleko nie mieszkał. Ale i tak za tempo- szacun do dziś- mógłby „ogarniać” Bolta. Trener średnio był uszczęśliwiony naszym wieczornym audio – tele, ale skądinąd sympatyczny człowiek, z chęcią wdał się z nami w „dyskusję” i cała nasza czwórka po paru godzinach była gotowa postawić nawet na mnie w ataku. Tak wyglądały PR-owe początki Roberta, w Kontraście na tarasie, przy dobrym natężeniu promili i muzyki, choć sam zainteresowany dowiedział się o tym dużo później.

A początek na murawie? Trener puszcza Suliego w meczu z Puszczą. Przegrywamy u siebie w momencie wejścia Roberta na murawę 0-2, gramy w dziesiątkę, debiutant zalicza asystę, wygrywamy 3-2. Cztery dni później zdobywa w końcówce zwycięską bramkę z Chojniczanką,a bohaterowie z Kontrastu mogą się bujać jak git-ludzie,a nie jak frajerzy hahaha.

 

Sobotni wieczór, ale nie wiosna, jesień – tak, sami wiecie, że to najlepszy czas na rozmowy, heh. Piszę do Roberta, którego już w Arce nie ma – jak to było z młodymi, jak to było z Tobą w Arce. „Niko, antyku haha, ogólnie to ja jestem jeszcze młody, ahaha, a bywało różnie. Jeden trener mawiał, że grają młodzi, bo nie ma kasy na piłkarzy. Drugi pochwalił mnie za rundę jesienną i w ramach pochwały za jakiś czas zadzwonił i poinformował, że mogę iść na wypożyczenie hahah. Ale nie fochuję się, życie. Ciebie też chwalą,a do Ligi plus nie biorą, haha. Taak, ostatni raz pochwalił mnie szef kompanii w wojsku – Niko, dobrze, że kurwa tego spirytusu na środku placu apelowego nie pijesz... „Ha, ja spirytus to tylko movens, także Niko wiesz – nie moja branża, hahah” „Dobra, dobra Robert, inicjować różne wydarzenia lubiłeś w czasach juniorskich” „Oj tam, takie tam pomysły małolata Arkowca, haha. Kiedyś na turnieju w Warszawie, dostrzegłem, że jeden z chłopaków siedzi na trybunie w szaliku klubu ze stolicy. A co mi tam, młody piłkarz, młody kibic, bach, szal zerwany i już pędzi małolat Suli ze zdobyczą w garści.

Czasem zdobycz, czasem strata. Na turnieju w Łodzi powiesiliśmy wyprane koszulki meczowe na balkonie, no i zniknęły stamtąd. Chodziliśmy po bursie, waliliśmy w drzwi i grzecznie pytaliśmy, czy czasem mieszkańcy danego pokoju nie brali w tym udziału. Nikt się nie przyznał, parę drzwi trochę stiunningowaliśmy i na tym się skończyło. Fajna to była paka.” (tak, wtedy już wiedziałem, że popiszę trochę na stronie o wariatach ;-) - przyp.red.)

Zima, choć nie nuklearna, znudzony grzebię sobie w necie, patrzę,a tu bach fotka Suliego, w morzu, no niby nic, ale wygląda, że świeża, raczej nie z wakacji na Majorce, czy innych „Ułan-bator”, wygląda, że nasza Gdynia. Podbijam więc do bohatera zdjęcia i dowiaduję się, że został „morsem”. Znaczy spokojnie, nie zaczął grać w Igloopolu Dębica, no więc co do głowy strzeliło? „Chciałem zaimponować Natalii, wiesz, zakochany, to przykozaczę, serce mówi. I ja powiedziałem – Natalii – że chcę iść „pomorsować”. Poszła ze mną, a ja bach do wody i udaję, że nie jest mi zimno. Wytrzymałem, haha. A po wyjściu z wody nagroda, dziewczyna czekała z ręcznikiem i przytuliła”. Gdy dodamy do tego jeszcze „uzależnienie” do siłowni, to wyłania się nam męska wersja Ewy Chodakowskiej. A do siłki nieświadomie „namówił” Bobiego Nalepa – zresztą obaj piłkarze są mega przyjaciółmi (nawet mają podobne stany umysłu – ADHD – poziom master, mana plus 10 ;-)) 'Chodziłem na siłownię, żeby dobrze wyglądać przy naszym kieszonkowym Arnim – Nalepce, hahah. W drużynie juniorów kazałem mu nosić sprzęt, Michał hmm troszkę się denerwował tym faktem, także przezornie „pakowałem” hahaha. Jak Michu zobaczył, że chodzę na siłownię, to zasuwał ze sprzętem aż miło. Brał więcej sprzętu na plecy, niż melex na polu golfowym hahah. I tak dynamicznie zaczęła się nasza przyjaźń” Serce czasem daje moc umysłowi,a ten ciału, także Robert już bez kozaczenia stał się fit-morsem, a Natalia bez tego go przytula, Michał nie nosi już sprzętu i chyba nawet po tym artykule będą dalej ziomkami ;-).

A skoro o bliskich, Suli to ma życie, wsparcie swojej rodziny, jak na Sycylii. „To niezwykle ważne, takie wsparcie, poczucie, że ktoś w ciebie wierzy. Gdy tylko mogę jeżdżę za Arką na wyjazdy,a Natalia i jej rodzice ze mną (no rodzice to i bez Roberta – nie od dziś ;-) przyp.red). Jako małolat dostawałem też ogromne wsparcie od swojej mamy i taty. Mama woziła mnie z Chyloni na treningi i czekała aż skończę swoje zajęcia. Udzielała się też w SI Arka, mocno angażując się w życie młodych zawodników. Podobnie tata, kiedyś zabrał mnie na mecz Interu Mediolan. Wiadomo – piękne miasto, stolica mody haha. Ale mnie nie interesowało zwiedzanie, tylko buty, ale spokojnie nie te z pokazów mody. Miałem „kuźla” na punkcie butów do grania i najważniejsza była wizyta w sklepie sportowym. W Mediolanie tata kupił mi wypasioną parę, grałyby za mnie hahah. Problem, że w drodze powrotnej zaginął bagaż. Miałem gdzieś całą zawartość walizek, poza butami. Na szczęście bagaż się znalazł po kilku dniach i mogłem szpanować hah..

Wsparcie tych osób na zawsze odbiło się pieczęcią w moim sercu, pieczęcią wdzięczności. Jak i pamięć o „Zamena”, stolica Chyloni zawsze dawała mi wsparcie, kiedyś i dziś. Kibice to też dla mnie na swój sposób rodzina. Transparent... Byłem akurat na zgrupowaniu z Zagłębiem, oglądałem mecz Arki z Lechem w tv i nagle dostaję smsy o transparencie, łzy w oczach były, nie ma co ściemniać, na to nie ma twardziela” Arka w sercu, Stal hartowała, Zagłębie się obraziło – takie tam historie Roberta, niektóre to wspomnienia, o niektórych rozmawialiśmy na bieżąco.

Arka – wiadomo- wszystko, co najważniejsze w piłce dla Suliego. Pamięć o trenerach-wychowawcach. „ Pamiętam mój pierwszy trening na piaskowym boisku u trenera Jańczaka, któremu bardzo dużo zawdzięczam. Pierwsze kopnięcia, pierwsze uwagi trenera i już wiedziałem, co chcę w życiu robić. Zresztą byłem skazany na Arkę. Jak często ci mówię- ekipa z Zamena hahah, jako dziecko wyprowadzałem Sobiego na murawę. Potem gra u trenera Wilczyńskiego, który też zapisał się w moim żółto-niebieskim sercu. Hahah, kiedyś przed derbami juniorskimi z Lechią, kazał nam „ładować” w worki bokserskie, aby podkręcić złość” (wiadomo, Wilczek;-)- przyp.red.).

Stal Mielec – ciekawy klub, nie ma dużych pieniędzy, nie tworzą mitów w mediach, ale potrafią zbudować ciekawą pakę z piłkarzy niechcianych, mniej znanych. Co zresztą potwierdza też ten sezon. Często pisałem do Roberta, że widać, jak z dnia na dzień się tam rozwija. Przez grzeczność nigdy nie zaprzeczał ;-). „Trenerzy Białek i Smółka dali mi w Stali dużego kopa do dalszego rozwoju. Fajni ludzie, potrafiący zbudować fajną drużynę. Czułem się tam świetnie. Każdy z nas „umierał” na boisku. Ale w szatni też bywało wesoło. Kiedyś dałem koledze z zespołu koszulkę Arki,w której zrobiłem mu zresztą zdjęcie i wstawiłem na twitterze. Nie minęło wiele czasu i kolega zaczął dostawać smsy, że trochę nie „teges” - gra w Stali i na tt ładuje zdjęcia w koszulce Arki hahah. No co zrobić, na boisku zawsze na maksa za klub, w którym gram, ale serca się nie sprzedaje,a ono do Arki należy. Po wielu meczach w Mielcu, schodząc z murawy, pytałem się kibiców Stali o wynik Arki”

Apogeum „afery karabinowej” w związku z różnymi zdjęciami w internecie dopiero miało przyjść. Ale najpierw Bobi przyszedł do Zagłębia. Liczył na walkę o ekstraklasę z tą drużyną, raczej się przeliczył. Jego występy to falowanie, poza kadrą, ławka, murawa. Summa summarum wyszło na jego i wylądował w jedenastce jesieni Nice Ligi. No ale po drodze wylądował także na stadionie w Rzymie, gdzie pierdyknął sobie fotkę z szalikiem Arki – gustowną bardzo zresztą. „Dzięki Piotrkowi Zielińskiemu, który załatwił bilety na mecz, poleciałem z moją Natalią na mecz Romy. Zrobiłem sobie na stadionie zdjęcie w szaliku Arki, no i wybuchła afera. Telefonowali do mnie dziennikarze, którzy wspominali, że klub ma podobno rozwiązać ze mną kontrakt – taką wiedzę mieli rzekomo od kibica będącego blisko klubu. Media trochę się pożywiły pseudoaferą. Sprawa ucichła,a ja szalik przekazałem na licytację na cele charytatywne”

Ale sprawa do końca nie ucichła. Robert wziął udział w konferencji prasowej klubu, po której znajomi dziennikarze obecni na owej raczyli mnie poinformować o jej przebiegu. Nie obserwuję generalnie konferencji Arki,a co dopiero innego klubu. A tu się okazało, że może być na tych sztucznych spędach ciekawie. „Zaczęto zadawać Robertowi pytania, czemu to zrobił. Odpowiadał, że nie popełnił jakiegoś haniebnego czynu. Nikogo nie chciał urazić. Mówił, że na boisku zawsze daje z siebie wszystko, cieszy się z wygranych drużyny, czemu dawał wyraz np. na twitterze. Ale też nigdy nie kryłem, że jest Arkowcem. Wiedzieli o tym, gdy go zatrudniali,a nagle szok, jakby podpisywał kontrakt 1 kwietnia. Pojawiły się głosy, że powinienem przeprosić. O nie, nie, nie- miał mówić Suli. Za co? Za to, że jest Arkowcem? Nie ma opcji. Paru kibiców obecnych na konferencji uszanowało jego postawę. Ale jeden dziennikarz stworzył alternatywną historię, pisząc na jednym ze śląskich portali sportowych, że Robert przeprosił”

Robert rozwiązał kontrakt z Zagłębiem, nie może wypowiadać się negatywnie na tematy związane z klubem, więc postanowiłem go nie męczyć w tym przypadku.


Nie wiem, jak potoczy się kariera Roberta Sulewskiego, wielu jego znajomych, moich, wspólnych pyta, czy Suli wróci do Arki. Nie wiem ja, nie wie tego Robert. Ode mnie nie jest to zależne(nie planuję w najbliższym czasie ataków smsowych na trenera haha), od Roberta natomiast, no po części-od formy itd., ale jest na pewno jeszcze wiele czynników. Ja mu tego życzę, bo generalnie uważam, że po dobrych występach w Nice Lidze, czas już spróbować sił w ekstraklasie. Nawet z ławki, nawet walcząc o każdą minutę na boisku, na którym zresztą zapieprzać potrafi.

Wiem jedno – na pewno zawsze będzie Arkowcem. Ale po co wkurzać inne kluby, niech pozuje w naszych barwach na gdyńskiej ziemi ;-).