Dwie wielkie marki podnoszące prestiż I ligi, które jednak robią wszystko, co w ich mocy, by z tej ligi uciec. Dwa kluby z tradycjami, bogatą historią i aspiracjami sięgającymi znacznie wyżej niż czołówka zaplecza Ekstraklasy. Dwie drużyny, które w tym sezonie mierzą się ze swoimi problemami i prezentują nierówną dyspozycję, ale nadal są na tyle silne, by bić się o awans. Przed szlagierem 16. kolejki I ligi jeden z tych zespołów plasuje się na 2. pozycji w tabeli, a drugi czyha przyczajony tuż za jego plecami. Żółto-niebiescy, bo to oni stoją w tym momencie tuż za wiceliderem, mają jednak ten komfort, że wszystko leży w ich nogach – przed finiszem rundy jesiennej nie muszą nerwowo oczekiwać, co zrobi bezpośredni rywal, bo sami mają go na widelcu i wygrywając bezpośredni pojedynek, przeskoczą łodzian w tabeli. Tyle, że medal zawsze ma dwie strony – w przypadku porażki sytuacja podopiecznych Ryszarda Tarasiewicza znów poważnie się skomplikuje. Rywalizacja obu ekip będzie starciem wagi ciężkiej. W niedzielę o 12:40 w hicie 16. serii gier Łódzki Klub Sportowy podejmuje Arkę.
Poprzedni sezon kibice ,,rodowitych” najchętniej wymazaliby z pamięci. Zaczynał się on od ogromnych nadziei i celów sięgających awansu, ale im dalej w las, tym było trudniej. Problemy finansowe i organizacyjne klubu, katastrofalna runda wiosenna, ogromny zawód w derbach Łodzi, do tego koszmarna seria bez strzelonego gola na świeżutko otwartym zmodernizowanym Stadionie Miejskim im. Władysława Króla, a na domiar złego awans największego lokalnego rywala. ŁKS finiszował na 10. lokacie i niewiele wskazywało na to, by w kolejnej kampanii miało być lepiej, bo do przełomów w strukturach klubowych nie doszło, a kadra biało-czerwono-białych nadal nie wyglądała imponująco. Sprowadzono co prawda utalentowanego 19-letniego litewskiego lewego obrońcę Artemijusa Tutyskinasa z włoskiego Crotone, ukraińskiego defensywnego pomocnika Władysława Ochronczuka z GKS-u Jastrzębie, ofensywnego pomocnika Dawida Korta ze Stali Mielec, lewoskrzydłowego Bartosza Biela z GKS-u Tychy czy kongijskiego napastnika Nelsona Balongo z belgijskiego Koninklijke Sint-Truidense VV, natomiast wciąż niewielu obserwatorów I ligi typowało łodzian do gry o więcej niż środek tabeli. Tymczasem włodarze klubu z al. Unii Lubelskiej powierzyli budowę zespołu Kazimierzowi Moskalowi, a więc człowiekowi, który trzy lata temu zrobił z łodzianami awans do Ekstraklasy w swoim pierwszym sezonie pracy z ŁKS-em. Co prawda po roku w elicie z najwyższą klasą rozgrywkową się wówczas pożegnał, przez co musiał szukać sobie też nowej pracy (znalazł ją w Zagłębiu Sosnowiec), ale z pierwszych dwunastu miesięcy pobytu przy al. Unii pozostawił po sobie na tyle korzystne wspomnienia, że w sytuacji stanięcia przed wyzwaniem konstruowania nowego mechanizmu zdecydowano się postawić znów na 55-latka. Moskalowi zdecydowanie odpowiada łódzki klimat, co potwierdzają też wyniki ŁKS-u – w pierwszych pięciu meczach tego sezonu ,,rodowici” odnieśli cztery zwycięstwa, dzięki czemu znaleźli się w doskonałej pozycji wyjściowej. Potem w grę biało-czerwono-białych wkradły się błędy, dyspozycja stała się nierówna, ale w ich przypadku nie można też mówić o wyraźnych kryzysach. Co prawda od 5 września do 14 października nie wygrali meczu, notując cztery remisy z rzędu, ale już dwa ostatnie spotkania wyszły im na plus (1:0 z Sandecją u siebie i 3:0 z Resovią na wyjeździe). To wszystko daje im na ten moment pozycję wicelidera ze stratą dwóch punktów do liderującej Puszczy i przewagą jednego nad trzecią Arką. Nie ulega wątpliwości, że gdynian czeka w niedzielę trudne zadanie. ŁKS ma drugą najlepszą defensywę w stawce (14 straconych goli to bardzo dobra statystyka), a na własnym boisku przegrał tylko raz – w 1. kolejce z GKS-em Katowice 0:2. Moskal preferuje taktykę 4-3-3, ale przed tygodniem w rywalizacji z Resovią ustawił zespół w 4-2-3-1, a ten w drugiej połowie strzelił trzy gole. Spora rywalizacja w łódzkiej ekipie odbywa się o miejsce w bramce. Doświadczonego Marka Kozioła wygryzają ze składu młodzi golkiperzy – w pierwszej fazie rundy był to 21-letni Dawid Arndt, a ostatnio do głosu doszedł zaledwie 18-letni Aleksander Bobek (i nie chodzi tu o postać z ,,Muminków”) i to jego należy spodziewać się na murawie w niedzielę. Boki obrony w szeregach biało-czerwono-białych obstawiają Kamil Dankowski i Artemijus Tutyskinas, na środku pewniakiem jest Nacho Monsalve, któremu partnerować prawdopodobnie będzie wracający po kontuzji doskonale znany w Gdyni Adam Marciniak, choć nie można też wykluczyć występu na tej pozycji Macieja Dąbrowskiego. Kontuzje wykluczą z niedzielnych zawodów dwóch młodych środkowych pomocników – defensywnego 21-letniego Mieszka Lorenca oraz ofensywnego 18-letniego Mateusza Kowalczyka. W obliczu tych problemów za destrukcję w drugiej linii odpowiadać będą Władysława Ochronczuk i Damian Nowacki, a za dostarczanie piłek do linii ataku – Michał Trąbka lub Dawid Kort. W centrum napadu Moskal ustawi Nelsona Balongo, a po jego prawicy oraz lewicy – fałszywych skrzydłowych, Pirulo i Piotra Janczukowicza. Dwaj ostatni lubią schodzić do środka i podłączać się do akcji w charakterze kolejnych napastników. Trzeba będzie na nich mocno uważać, bo Hiszpan tradycyjnie jest najlepszym strzelcem zespołu z 9 golami, a Janczukowicz zdobywał bramki w dwóch ostatnich kolejkach. W odwodzie pozostają jeszcze Bartosz Biel czy Kelechukwu Ibe-Torti, więc trener łodzian dysponuje wieloma opcjami, ale nie oznacza to, że ŁKS nie ma słabych stron. ,,Rodowici” niespecjalnie dobrze radzą sobie w ataku pozycyjnym, długimi fragmentami wyglądają dość anemicznie, z przodu grając wolno i jednostajnie. Jeżeli Arkowcy wyczują fazę tego swoistego ,,snu” gospodarzy, muszą bezwzględnie wykorzystać ten okres. Szalenie interesująco zapowiada się konfrontacja czołowych strzelców I ligi – Pirulo ma przed 16. kolejką 9 goli na koncie, a Karol Czubak i Omran Haydary o jedno trafienie mniej. Ciekawy smaczkiem jest też spotkanie Adama Marciniaka z byłymi kolegami. W niedzielne popołudnie przy al. Unii zapowiada się atmosfera prawdziwego piłkarskiego święta – na Stadion Króla wybiera się duża grupa Arkowców, a gospodarze mobilizują się, by frekwencja przekroczyła 10 tysięcy osób.
Piłkarze Ryszarda Tarasiewicza wygrali ostatnio dwa mecze z rzędu, a jeżeli dodamy do tej statystyki jeszcze remis ze Stalą Rzeszów, to ostatnie spotkanie przegrali 2 października. Potyczka z Chojniczanką nie wyglądała może szczególnie imponująco w wykonaniu żółto-niebieskich, ale nie zmienia to faktu, że trzy punkty zostały w Gdyni, a wskaźnik wynikowy Arkowców jest rosnący. Znowu mogą się oni też pochwalić najlepszą ofensywą w lidze (27 goli strzeliły również Stal Rzeszów i GKS Tychy). Znacznie słabiej spisuje się natomiast linia obronna – po raz ostatni Kacper Krzepisz zachował czyste konto… 4 września, w wygranym 5:0 meczu 9. kolejki z GKS-em Tychy. Od tamtej pory minęło już 56 dni. Chcielibyśmy, by w Łodzi ta fatalna statystyka została przerwana. Nie będzie jednak o to łatwo, bo na konfrontację z ŁKS-em ze składu Arki ubędzie pauzujący za kartki Michał Marcjanik. Jego miejsce w łańcuchu defensywnym zajmie Przemysław Stolc, wracając na lewą obronę. Na pozycjach stoperów Tarasiewicz desygnuje do boju Martina Dobrotkę i Bartosza Rymaniaka, a na prawej flance powinniśmy znów obejrzeć Jerzego Tomala. Nadmiar kartek staje się powoli dla Arkowców większym problemem – zagrożeni karencją są w tym momencie Sebastian Milewski, Christian Aleman, Omran Haydary i Karol Czubak. Przy występie Ekwadorczyka przy al. Unii stawiamy znak zapytania – jest on możliwy, ale nadal niepewny. Być może w wyjściowej jedenastce obejrzymy już Sebastiana Milewskiego, bo Adrian Purzycki w pojedynku z Chojniczanką nie udźwignął odpowiedzialności w należytym stopniu. Bilans spotkań jest korzystny dla Arki, która wygrywała 18 razy przy 12 triumfach ŁKS-u. Z tym, że w Łodzi to gospodarze spisywali się zdecydowanie lepiej – okazywali się lepsi 11-krotnie, podczas gdy żółto-niebiescy wychodzili z tych konfrontacji zwycięsko 5 razy. Potyczka przy al. Unii w rundzie jesiennej poprzedniej kampanii, zakończona wygraną miejscowych 1:0, zwolniła z Arki Dariusza Marca i stworzyła miejsce zatrudnienia Ryszardowi Tarasiewiczowi. Obecny szkoleniowiec gdynian ma za sobą również łódzki rozdział w karierze – z tym, że tu akurat mówimy o typowym epizodzie, bo trener obejmował ŁKS w listopadzie 2011 roku, by już w styczniu odejść z powodu złej organizacji w klubie. W niedzielę musi zmotywować swoich zawodników do gry o pełną pulę – przed Arkowcami otwiera się idealna szansa na zrobienie trzech punktów na bezpośrednim rywalu w walce o Ekstraklasę i wskoczenie do strefy awansu bez oglądania się na inne zespoły. Potrzebna będzie do tego jednak mądrość, rozsądek i odpowiedzialność w defensywie oraz polot i fantazja na połowie gospodarzy. Możemy być optymistami, bo żółto-niebiescy w ośmiu meczach wyjazdowych w tym sezonie zanotowali sześć zwycięstw i dwie porażki – jedną w Krakowie, drugą pod Krakowem. Poza województwem małopolskim zawodnicy Tarasiewicza mają stuprocentową skuteczność.
Gdynianie znajdują się w doskonałej pozycji wyjściowej do ataku na czołową dwójkę. Wszystkie oczy nadal skierowane są na ŁKS, a nie na nich, ale jednocześnie dystans dzielący ich od łodzian jest na tyle mały, że śmiało mogą myśleć o przeskoczeniu najbliższego przeciwnika. Muszą natomiast umiejętnie wyczuć moment, w którym należy rzucić się na rywala. Być jak przyczajony tygrys, ukryty smok. Piłkarzy Tarasiewicza motywują duże mecze, czego przykład mogliśmy oglądać w Chorzowie. Oby znów pokazali energię, moc i upór w dążeniu po swoje. Cel musi być jeden – zwycięstwo. Arka to jest potęga, Arka najlepsza jest, Arka to chuligani, Arka MZKS!