Andrzej Bledzewski powiedział kiedyś, że trudności, problemy czynią człowieka twardym. Niby nic odkrywczego, ale patrząc na jego drogę sportową „obieżykluba” można się z tym zgodzić i dodać, że podróże klubowe uczą. Jeden człowiek w trzech postaciach – piłkarz, trener i kibic. Nie – święty Andrzej Bledzewski.


Niko: Andrzej, pytanie, które słyszałeś zapewne setki razy – jak się czuł Śledź w Bałtyku? ;-)

Andrzej Bledzewski: Haha, sam wiesz, to były trochę inne czasy. Bałtyk wtedy miał dużo lepiej rozwinięte szkolenie młodzieży. Tak naprawdę wielu Arkowców tam trenowało. Zdarzały się oczywiście takie sytuacje, że podczas treningu w Klatce, pojawili się jacyś kibice i wyrażali swoje niezadowolenie, że jestem żółto – niebieski. Ale ja w sumie byłem skoncentrowany na piłce. Takie czasy, na piłkę ludzie chodzili na Olimpijską, ale na kibicowski klimat na Ejsmonda. Arka była naszą częścią życia, elementem wychowania i zawsze marzyłem, aby zagrać w jej barwach. Ale też nigdy nie miałem zamiaru jakoś obrażać Bałtyku i mam tam wielu kolegów.

Jesteście kuzynami z Nitkiem, trzymaliście się razem za młodu, dokazywaliście razem?

Wiesz – Cisowa, rodzinny dom, ja na dole mieszkałem, Grzegorz na górze. Także wydaje się, że jakieś historie musiały być i były. Jednak tak naprawdę mało było ku temu okazji. Grzegorz oczywiście zabierał mnie do ekipy, kolegów, którzy do dziś są mocno osadzeni w życiu Arki. Na boisku ja stawałem na bramce i miałem powstrzymywać strzały Grześka. Ale jakoś tak każdy z nas był już za młodu na tej piłce skoncentrowany. Grzegorz bardziej spokojny, ja bardziej zwariowany, ale obaj z jednym celem – futbol. Zresztą dosyć szybko, bo przecież zaraz po złotych EURO wyjechałem do Bytomia (kto tam nie lubi jeździć;-) - przyp. red.)

88d81e10_bledzewski-4.jpg

Skoro poruszyłeś temat złotych mistrzostw Europy. Obecnie jako trener, jak zapatrujesz się na problem, że nawet jeśli osiągniemy sukces w młodzieżowej piłce, to potem to wszystko ginie. I w waszej drużynie, jak i później, było przecież wiele talentów. I po przejściu do seniorskiej piłki jak kamień w wodę.

Ja bym w ogóle to rozdzielił. My byliśmy młodymi piłkarzami w innych czasach. Nie było menadżerów, którzy może nie zawsze się przysłużą zawodnikom, ale jednak potrafią też pomóc. Nie mieliśmy też specjalistycznych treningów. Taki Buffon już za juniora na tym się koncentrował. A my - technikę szkoliliśmy na podwórku, zresztą uważam, że byliśmy lepiej wyszkoleni technicznie, niż obecni młodzi. A trening – to była taktyka i siła. A teraz młody po powrocie z treningu ma balet, czy tam inne tańce, Play Station. Naszym Play Station było podwórko. Ale jak wyżej – nie mieliśmy jednak specjalistycznych treningów, menadżerów. Wiesz, tamte lata, przemiany w Polsce, byliśmy trochę postrzegani trochę jak dziki lud. Ja, Maciej Terlecki, Mirek Szymkowiak, Jacek Magiera mieliśmy po EURO propozycję z Galatasaray, ale wyszło jak wyszło. Zresztą mieliśmy zakaz rozmów z przedstawicielami klubów. I tak naprawdę trudno mówić o jakiejkolwiek karierze, skoro wielu z nas nawet nie zaistniało w dorosłej piłce w ogóle. Hah, pamiętam, jak wróciłem do Gdyni, to przewieziono mnie jakąś Nyską po mieście, dano magnetowid i tyle. Inna sprawa, że też szybko zostaliśmy sprowadzeni na ziemię. Vide mecz kadr U-18 i 0:10 w plecy z Danią. A obecne czasy, kurczę, trudno to tak ogarnąć w paru zdaniach. To temat na osobny wywiad, hah. No na pewno teraz jest duży nacisk na cechy wolicjonalne, taktykę, a mniej na technikę. Potem jest problem z wygrywaniem starć jeden na jeden itd. Mi też trochę brakuje lepszego skautingu, wyłapywania chłopaków z mniejszych miejscowości, wiosek. W ten sposób sami sobie zawężamy pole manewru, niejako te nasze zasoby. Oczywiście powstało wiele akademii piłkarskich, co powinno ułatwiać sprawę, ale bądźmy szczerzy – wiele z nich nastawione jest na zarabianie kasy i ze szkoleniem młodzieży nie ma nic wspólnego.

2007 rok i pojawiasz się w Arce...

Tak, coś co wielokrotnie przelatywało przez głowę się urzeczywistniło. Już zimą kontaktował się ze mną ówczesny asystent trenera Stawowego. Ostatecznie wylądowałem w Arce w czerwcu. Przybyłem akurat z Malty. I pięknie było wrócić do miejsc, klimatów, które się zna, co tu kryć.

I Twoja rywalizacja z Norbertem Witkowskim...

Każdy z nas był innym bramkarzem. Było to uwarunkowane warunkami fizycznymi, ale i charakterem. Norbert przybył z Drwęcy, jako nieco surowy bramkarz, ale pod okiem trenera Wrześniaka zrobił bardzo duży postęp i naprawdę był jednym z lepszych bramkarzy, z jakimi rywalizowałem. Brakowało mu może trochę stabilizacji. Natomiast nasza rywalizacja była zdrowa i nie było w niej żadnych niefajnych historii, bo może o to chodziło w pytaniu, hahaha.

2e68edf8_bledzewski-2.jpg

Wspominaliśmy o Twoim przyjściu do Arki. Radość, spełnienie marzeń. Z odejściem już tak nie było, żal do śp. Andrzeja Czyżniewskiego pozostał?

Wiesz co, to triuzm, ale zazwyczaj czas goi rany. Tak, bo ja też takie miałem. Wiele osób znających mnie, mówiło, żebym się bronił. A jakoś tak nie chciałem tego jeszcze bardziej nakręcać. Tak, byliśmy u ówczesnego dyrektora sportowego, Andrzeja Czyżniewskiego, ale nie po pieniądze za awans, bo ten wynikał z wielu czynników, jak wiemy, określmy, że w dużym stopniu czynników zewnętrznych. Doskonale przecież pamiętamy. A my chcieliśmy pieniądze, które wywalczyliśmy na boisku, za wygrane mecze. Dyrektor nawet się z nami zgadzał, zachęcał, że powinniśmy dochodzić swojego. Nachodziliśmy się do niego, byliśmy gotowi zgodzić się choćby na połowę zaległych pieniędzy. Nie wiedzieliśmy wtedy, że nasze odejście i to w takim trochę negatywnym świetle dla części kibiców było dyrektorowi na rękę. Jak wiadomo, miał pojawić się Kowalewski. Wyszło, jak wyszło. Nie pojawił się on, pojawił się Moretto hah. Ale też uczciwie przyznaję, że nie mieliśmy wtedy dobrej rundy z Norbertem. Za to my przed sądami cywilnymi przegrywaliśmy sprawy, tak skonstruowano kontrakty. W przeciwieństwie do spraw przed sądem piłkarskim. A żal? A co to zmieni? Bardziej ten żal się budził później, kiedy człowiek patrzył na radość z nowego stadionu zniszczoną brakiem awansu Arki i tak dalej...

Były piłkarz, obecny trener, ale też kibic i to nie tylko na polskim podwórku. Jesteś fanem AC Torino i to prawdziwym, nie internetowym.

Oj tak. To były lata 90-te, oglądałem półfinał Pucharu UEFA z Realem Madryt. Widziałem trybuny, pełne fanatyków, szaleństwo. Sam pamiętasz, to Włosi wtedy kojarzyli się z ultras itd. A ja jakoś nigdy nie byłem fanem wielkich klubów, których karty można z chipsów obecnie wyciągnąć haha. No i zachwyciły mnie Byki z Turynu. Zresztą, gdy kiedyś rozmawiałem z Cezarem i bawiliśmy się w takie porównywanie polskich klubów do zagranicznych, to Torino kojarzy mi się z Cracovią, którą zresztą też uwielbiam. Zaraz, gdy pojawiły się tanie linie lotnicze, zacząłem latać na mecze, pierwszy mój to starcie Torino z Pescarą, jeszcze w Serie B. Nie mogłem wiedzieć oczywiście, że lata później pojawi się w Torino Kamil Glik, zyska tam status legendy, a ja latając na mecze, będę u niego nocował. Oczywiście znam klimat derbów Turynu, przygotowania od rana, emocje na mieście, pasy w rękach – tak, tak, też miałem haha. Wiadomo, włoska scena kibicowska jest bardzo specyficzna. Bo z jednej strony jedność, bez podziałów jak w Polsce – ten hools, ten ultras, ten piknik, ten śpiewa, a ten nie, bo się bije. Dla mnie te podziały są trochę patologiczne. Ale z drugiej strony – jak i w Torino, są grupy kibicowskie w ramach jednego klubu, mające ze sobą mocną kosę. W  szoku byłem, gdy przed derbami zobaczyłem dwie grupy kibicowskie Torino napieprzające się między sobą.

Byłeś chyba pierwszym Polakiem w maltańskiej lidze...

Wiesz co, wspominano o kimś wcześniej, ale jako że nie znam szczegółów, możemy uznać, że tak hah. Obecnie wszyscy poszli do przodu, ale za moich czasów było jednak inaczej. Na profesjonalnym kontrakcie było nas ośmiu, reszta grę łączyła z pracą. Organizacja w klubie była także taka półzawodowa np. prano w klubie jedynie rzeczy z meczów, treningowych już nie. Ale miałem okazję zagrać w Birkirkara FC w kwalifikacjach LM. A jako że nasz rywal był z Wysp Owczych, to widziałem już nas oczami wyobraźni w kolejnej rundzie w rywalizacji z Fenerbahce. Ale przegraliśmy u siebie 0:3. Remis na Wyspach Owczych oczywiście nic nie dał i musieliśmy się obejść smakiem hah. Miałem też okazję wystąpić w sparingu z AC Milan, co było też przeżyciem, pełne trybuny stadionu narodowego na Malcie. Do dziś mam kontakt z Argentyńczykiem, z którym tam grałem ,a sam kraj i znajomych odwiedziłem dwa lata temu.

Dobre i złe strony Bledzewskiego bramkarza...

Hah, wiesz, na pewno byłem dobry na linii, miałem niezły refleks. Co sprawiało zresztą, że czasem lubiłem rzucić się efekciarsko. Pamiętam, że podczas kursu trenerów trener Dawidziuk poprosił o obejrzenie materiałów ze swoimi występami i ocenę. Kurczę, byłem negatywnie nastawiony, nie mogłem patrzeć na swoje ustawienie, zachowanie itd. Na szczęście trener Dawidziuk pomógł mi znaleźć pozytywy. Pokazał pozytywy w ustawieniu, energetyczność w bramce.

433dc64a_bledzewski-3.jpg

Wiele osób opowiadało, że byłeś dobrym zawodnikiem, o dobrej technice. No Łukasz Kowalski tylko wspomniał, że nie lubiłeś strzałów w bramkę, a tak to ok;-)

Hahha, cały Kowal. A co do gry w polu, to prawda, ja lubiłem po prostu grać w piłkę, co pomagało mi potem w bramce, dokąd piłka może być zagrana, jak się może potoczyć akcja.

Skoro przy opinach kolegów;-), Daniel Feruga podziwiał, jak potrafisz zamknąć drogę do bramki ustawieniem przy sytuacji jeden na jednego, a z drugiej strony, że przy obronie strzałów wydawałeś dźwięki w stylu puffff, puffff.

Hahhaha, no tak, to prawda, z Ferym znamy się jeszcze z czasów Miedzi Legnica. Nie wiem, z czego wynikały te dźwięki, pewnie dziś byłyby jeszcze bardziej wyraziste i ciężkie, hahaha, cóż wiek. Może to też był taki mini-element mojego świata, bo gdy stawałem w bramce, to było moje sacrum. Jakby druga strona lustra. Nie było innego świata, tylko to. Byłem takim bramkarzem instynktownym, może trochę szalonym. Dziś zazwyczaj oczekuje się bardziej analitycznego podejścia.

A czym się różni trener Andrzej Bledzewski od piłkarza Andrzeja Bledzewskiego?

Oj spojrzenie jest odmienne hahah. Ktoś kiedyś powiedział, nie pamiętam już kto, że piłkarze to największe mendy. Ich analityczne podejście do piłki polega często na szukaniu winnych dookoła w przypadku niepowodzeń. Trener, kolega itd. Myślę, że to stereotyp. Ale istotnie moje spojrzenie, jako trenera jest odmienne. Mówi się, że pierwsze pięć lat bycia trenerem dla byłego piłkarza, to takie przenikanie się dwóch opcji. Jeszcze człowiek przekazuje gdzieś nawyki ze swoich treningów, odcięcie pępowiny piłkarza i wkroczenie do świata trenerki trochę trwa. Na pewno jako trener jestem bardzo spokojny. Nie mam wpływu na sytuację w momencie, gdy trwa mecz. Piłkarze kreują rzeczywistość na murawie, pierwszy trener krzyczy, dokonuje zmian, daje upust emocjom. Natomiast ja nawet nie za bardzo mam możliwość wyładowania się w tym momencie. Co zresztą sprawia, że dzień po meczu często bywam wykończony.

A trafiła Ci się już jakaś taka perełka, talent w Twojej karierze szkoleniowca?

Hmmm, na pewno Maciek Kikolski, wypożyczony obecnie do Tychów z Legii, to może być naprawdę super bramkarz. W GKS-ie Katowice pracowaliśmy razem z Bartkiem Mrozkiem, który jest przecież na dobrej drodze rozwoju. A i ze starszymi miałem do czynienia, vide Kuba Wrąbel. Zresztą taka ciekawostka – dużo łatwiej mi się pracuje z bramkarzami, którzy mają podobny charakter do Bledzy zawodnika, hah.

Trening bramkarski to oczywiście suma wielu składowych, ale na co Ty kładziesz nacisk?

Nic nowego nie odkryłem. Na pewno są trzy składowe – technika, sprawność, ustawienie w bramce. Sprawność oczywiście nie tylko ogólna, ale specjalna, bramkarska. Ustawienie w bramce jako forma przygotowania do działań, nie tylko do działań stricte bramkarskich, ale i do umiejętności przewidywania rozwoju sytuacji na murawie. Zresztą na tej płaszczyznie mam zajoba. Warto pamiętać, aby patrzeć na zawodnika pod kątem jego predyspozycji, cech indywidualnych, nie da się ulepić bramkarza na swoją modłę.

A widzisz się kiedyś jako trener bramkarzy Arki?

Wiadomo, że zawsze coś się tam w głowie przewija, naturalne to. Ale nie chcę też za bardzo mówić o tym. Miałem też ofertę z ESA, ale też nie ma tematu, także nie ma się co rozwodzić. Nie kryję, że mam sentyment do Górnika Zabrze i tam też chciałbym pracować.

9dd20cf4_bledzewski.jpg

Nie da się pominąć tematu obecnej sytuacji – bojkot, Kołakowscy...

Jako kibic Arki nie mogę o tym nie myśleć. Ostatnia moja wizyta z GKS Tychy i – pomijając sprawy z murawy – wrażenie porażające. Ja jestem na sto procent z kibicami, ale serce boli, jak się patrzy na ten cmentarz na trybunach. Tak, jak powiedział Bartek Śpiączka – Arka to kibice - i to jest po prostu serce, płuca, krwioobieg żółto – niebieskich. Trybuny to raz, a dwa hmmm, sama atmosfera tam wewnątrz, „na korytarzach” była taka pełna wrogości, napięcia, nie w stosunku do nas, do rywali, tylko tak między sobą. My nie mamy szczęścia do właścicieli. I powiedzmy sobie szczerze – i w tym przypadku nie trzeba było jasnowidza, by odgadnąć, jak to się może skończyć. Z drugiej strony nie byłem przy przejmowaniu klubu i nie wiem jaka była sytuacja itd. Wierzę jednak z całego serca, że już niedługo wszystko się wyprostuje i wrócą kibice. A z nimi ta atmosfera, którą czuło się kiedyś, bo sam wiesz – jak by w Arce nie było, trudno, smutno, przykro, czy wręcz odwrotnie, to nie był to cmentarz, wrogość. Zawsze była nadzieja, duma i radość, że jest się kibicem Arki.