Dwa dni po wyjazdowym meczu Arki z Legią Warszawa spotkaliśmy się na kawie z Luką Zarandią. Porozmawialiśmy o życiu, kaukaskim charakterze, duszy wojownika, mentalności, miłości, rodzinie, wojnie, błędach młodości, trudnych momentach, Gruzji, patriotyzmie, Polsce, Arce, trenerach, marzeniach, derbach Trójmiasta, jedzeniu, kinie. Zapraszamy na obszerny wywiad.

 

Arkowcy.pl: Naszym gościem jest Luka… No właśnie, ,,Zarandia” czy ,,Zarandi-a”? Jak wymawia się poprawnie twoje nazwisko?

Luka Zarandia: W Polsce ogólnie jest zasada, że akcent pada zawsze na ostatnią literę, ale po gruzińsku to jest ,,Zarandija”. Nie ,,Zarandi-a”, a ,,Zarandija”. To jest takie coś z pogranicza tych dwóch wersji, nie ma wyraźnej różnicy. Łatwo możesz wymówić to nazwisko.

Ok. Możemy rozmawiać po polsku, bo świetnie ci idzie nauka naszego języka.

(uśmiech) No, nauczyłem się. Pamiętam dobrze, że jak przyjechałem, chłopaki gadali po angielsku. Nie wszyscy, ale niektórzy chcieli rozmawiać ze mną po angielsku. Posłuchałem troszeczkę polskiego, umiem mówić po rosyjsku, więc było mi łatwiej niż innym nauczyć się waszego języka, i później starałem się mówić już po polsku. Teraz po prostu chce mi się gadać i wszyscy mnie rozumieją – to jest najważniejsza rzecz.

A miałeś jakiegoś nauczyciela czy jesteś samoukiem?

Właściwie nauczyłem się sam. Początkowo miałem nauczyciela – to był taki młody chłopak, chodziliśmy do niego ja, Helstrup, Ruben… No, wszyscy obcokrajowcy. Ale ja już wtedy mówiłem trochę po polsku. Na tych lekcjach były takie rzeczy, jak ,,piłka nożna” czy ,,plecy”, takie typowo piłkarskie. Ja już to wszystko wiedziałem. Później pogadałem z kierownikiem i ustaliłem, że nie muszę chodzić na takie zajęcia. Dwa razy byłem, a później nie chodziłem i sam nauczyłem się języka. Chłopaki w szatni gadali tak bez stresu. Słuchałem, potem też zacząłem mówić i poszło łatwo.

Polacy i Gruzini mają w ogóle jakieś wspólne cechy?

Charakter, gościnność, otwartość. Byłem w Belgii i ludzie tam są zimni. Nie przywitają się, sąsiad w ogóle z tobą nie pogada. Rok mieszkasz obok niego i on może ci nawet nie powiedzieć ,,dzień dobry”. Jest tam taki dystans. W Europie w ogóle tak jest w dziewięćdziesięciu procentach. A w Polsce jest inaczej i to mi się bardzo podoba, że wszyscy są tacy mili, jest ,,cześć” albo ,,czy czegoś potrzebujesz?”. Adaś Marciniak codziennie przychodził po mnie do mieszkania i woził na trening samochodem. Krzysiu Sobieraj też bardzo mi pomagał. Naprawdę wszyscy chcieli, żebym miał jak najlepiej. Nie było tak, że ,,dobrze, przyjechał sobie ktoś z zagranicy i niech on sobie radzi sam”.

5cce9452_luka-zarandia-arka-gdynia-sandecja-nowy-sacz.jpg

Zacząłeś tę wypowiedź od słowa ,,charakter”. Wydaje nam się, że właśnie on bardzo łączy Polaków i Gruzinów – oba te narody mają w sobie ducha walki, zgodzisz się?

Tak, mają, mają. Narody kaukaskie w ogóle noszą w sobie taką waleczność od urodzenia. Ja widziałem w Europie dużo i mogę powiedzieć, że Polacy to prawdziwi wojownicy. Jak Serbowie, Chorwaci, ogólnie Bałkańczycy. Oni wszyscy mają takie serce, że pójdą z tobą do końca. To samo jest w Polsce – ten naród nikogo się nie boi i ma wspaniały charakter. Może ktoś inny nazwie to agresywnością, ale dla mnie ta mentalność jest super. Wiem też, że macie niesamowitą historię – 20% Polaków zginęło w II wojnie światowej, 6 milionów ludzi. Wy leżycie między Niemcami a Rosją i dlatego jesteście szczególnie narażeni w czasie wojny. Dobrze, że zostało was jeszcze 40 milionów. Nas, Gruzinów, zostało mniej – 4 miliony. Ale to zawsze tak jest, że ten, kto brał udział w wojnie – Chorwaci mieli wojnę, my mieliśmy, wy mieliście – ma już inny charakter. Ona czyni cię wojownikiem. A jak jesteś w Hiszpanii czy we Francji, w Europie Zachodniej – nie ma żadnych trudności, jesteś w NATO, mieszkasz sobie spokojnie. Oni w ogóle nie wiedzą, co to jest problem. Dla nich problemem jest, jak facet nie ma 3 tysięcy euro pensji. To jest dla nich problem. A dla nas problemem były inne sprawy – musieliśmy mocno walczyć, żeby w ogóle żyć i mieć wolność.

We wcześniejszych wywiadach podkreślałeś, że rodzina jest dla ciebie czymś bardzo ważnym i że dzięki rodzinie jesteś w tym miejscu, w którym jesteś. Opowiesz nam trochę o niej?

Rodzina i przyjaciele – mam mało przyjaciół ze świata piłki, to są raczej chłopaki ,,z ulicy”. Ale naprawdę ich kocham i moja rodzina też nigdy nie miała problemu z tym, że spotykam się z tymi ludźmi. A moja rodzina jest cudowna. Jak byłem młody, mama musiała pracować i oprócz taty opiekowały się mną babcia i ciocia, siostra ojca. Jesteśmy ze starej gruzińskiej stolicy. Tata nigdy nie chciał, żebym grał w piłkę. Ja grałem dużo na podwórku, przed blokami, inni ludzie mówili ojcu, że mam talent i zachęcali go, żeby mi pomógł. Wreszcie zaczął zgadzać się na piłkę, ale bardziej na tej zasadzie, żebym ruszając się na boisku stracił trochę energii, wyżył się fizycznie. On polecał mi wszystko, tylko nie futbol. Moja mama jest mistrzynią w gimnastyce i chodziłem z nią na zajęcia z gimnastyki, na basen – na wszystko oprócz piłki. W końcu tata zgodził się na treningi piłkarskie, ale też pod kątem ,,utraty energii”. Po 3-4 miesiącach zadzwonił do niego trener i powiedział, że ,,chłopak ma po prostu niesamowity talent i musicie mu pomóc, weźcie to na poważnie, a nie jako formę fizycznego wyżycia się”. I 8-9 miesięcy później trafiłem do akademii braci Arweladze. Potem podpisałem pierwszy kontrakt seniorski w Tbilisi i dwa lata tam grałem. Tak jak mówiłem, tata początkowo nigdy nie chodził na moje treningi. Ale od momentu, kiedy zadzwonił do niego trener – nie miałem jednego treningu bez niego. Był zawsze ze mną, samochodem zawoził na trening, zostawiał, czekał, po treningu zabierał na jedzenie i potem do domu. I codziennie to samo. Mama też bardzo mi pomagała, babcia też. I siostra mojego ojca – bardzo ją kocham, ona była ze mną zawsze do końca. Miała męża, później nie miała, była jeszcze młoda, mogła znaleźć kogoś innego – ale ciągle zajmowała się Luką. Taką mam rodzinę – najpierw nie chcieli, żebym został piłkarzem, ale jak zobaczyli, że może coś z tego będzie, wszyscy mi pomagali.

Świetna sprawa, że dostałeś takie wsparcie od najbliższych. A kim są twoi rodzice z zawodu? Mama jest gimnastyczką.

Mistrzyni gimnastyki. Była w reprezentacji ZSRR. Mój tata też grał w piłkę. Nie jest jakiś znany w Gruzji, ale zawsze był w sporcie, również w tenisie – w tym sporcie jest postacią rozpoznawalną.

Masz rodzeństwo?

Mam starszego brata, 34 lata. On ma swoją rodzinę i jest biznesmenem, ale stoi daleko od sportu, ma inny charakter ode mnie.

W waszym domu były obecne jakieś gruzińskie tradycje, zwyczaje?

Jak się urodzisz w Gruzji, to zawsze nauczą cię o tradycjach rodziny i narodu. Po prostu musisz to znać i myślę, że to jest dobre. Zobacz, Japonia to jest jedno z najsilniejszych państw na świecie, a najważniejsze dla nich jest respektowanie swojej historii i tradycji. Oni są bardzo daleko od nas, ale to samo jest tutaj – jesteśmy w Europie, oczywiście, ale zawsze musisz pamiętać o swoich tradycjach, o rodzinie. To jest najważniejsze.

Okres gry w Belgii, kiedy byłeś odstawiony od składu, to najtrudniejszy czas w twojej karierze jak do tej pory? Co czułeś, kiedy na treningach się starałeś, a mimo wszystko nie grałeś?

Powiem ci, że nie starałem się.

Nie?

Nie. Popełniłem błędy młodości. Mogłem tam grać tak samo, jak tutaj. Ale miałem 18 lat, byłem dzieciakiem. Przyjechałem, pensja super, kupiłem sobie wszystko, co chciałem i poczułem luz, po prostu imprezowałem, robiłem głupoty. Nie byłem przygotowany na ten krok w karierze i wyszło tak, jak wyszło. Ale niczego nie żałuję. W życiu uczymy się na błędach i to może było dla mnie też dobre – dzięki temu doświadczeniu teraz już wiem, czego nie mogę robić. To już historia.

1a8c8396_luka-zarandia-super-puchar-legia-arka-by-wojciech-53691.jpg

Spędziłeś w Belgii dwa lata. Nie chciałeś odejść?

Chciałem iść na wypożyczenie do innego klubu, bo Genk to jest TOP 4 w Belgii. Oni zawsze mówili, że ,,nie, zostajesz, jesteś nam potrzebny, jesteś młody, potrenujesz jeszcze troszeczkę i zagrasz”. Odpowiadałem ,,ok, ok”. Miałem cztery lata kontraktu, a po dwóch go rozwiązaliśmy, bo nie grałem. Nie mieli żadnego problemu z rozwiązaniem umowy, prezes podał mi rękę i powiedział ,,dobrze, jak nie chcesz tu siedzieć na ławce i chcesz odjechać – w porządku”. Wróciłem do Gruzji. Myślę, że to były najtrudniejsze dni w mojej karierze – kiedy wyjeżdżałem do Genk, byłem nadzieją reprezentacji, poszedłem tam za dobre pieniądze… A po dwóch latach wróciłem z podkulonym ogonem, musiałem zacząć od zera. Mentalnie nie byłem na poziomie zero. Byłem na poziomie minus sto. Wiesz, byłeś już tak blisko dużej kariery, a teraz musisz zacząć od początku, być silny i znowu gdzieś pojechać. I wyszło tak, że miałem propozycje z Danii, Polski i Rosji, ale przyjechałem tutaj, widziałem stadion, fanatyków. Mówię ,,no nie, naprawdę ten stadion i ci kibice są super”.

Zanim jednak trafiłeś do Arki, byłeś już na rozmowach kontraktowych w Danii.

Myślę, że Dania stoi na niezłym poziomie piłkarskim, ale Ekstraklasa w Polsce jest troszeczkę lepsza.

Od duńskiej? Naprawdę?

My też pokazaliśmy z Midtjylland, że tak jest. Oni mieli starszy zespół, lepszy, ale my wygraliśmy mecz w Gdyni, a na wyjeździe przeszli nas fartem. Zdobyli później mistrzostwo w tamtym sezonie. Byli najlepszą drużyną w Danii, ale my z nimi pojechaliśmy. I co oni nam zrobili? Nic. Myślę, że ta liga duńska jest po prostu trochę lepsza technicznie. U nas jest bardziej siłowo. I tu jest taka liga, że z każdym można wygrać, jest wyrównana. A tam jest Midjtylland, Broendby i Kopenhaga, trzy kluby, i oni wygrywają wszystko po 5:0.

Wy jesteście dobrym przykładem tego, że każdy może wygrać z każdym. Często urywacie przecież punkty tym teoretycznie lepszym.

Teraz Lech 1:0, Legia 1:1. Najlepsze zespoły w Polsce… i 4 punkty.

Powiedziałeś niedawno, że Arka to mały klub o wielkim sercu.

To był cytat z Krzysia Sobieraja. Trener Ojrzyński też miał taki charakter i taką charyzmę, że kiedy cię motywował, to czułeś się, jakbyś naprawdę szedł na wojnę. I gdyby on powiedział mi teraz, że idziemy na wojnę, to ja bym poszedł od razu. Bez żadnego problemu. I Krzysiu Sobieraj też był taki. Myślę, że to jest jego zasługa, że  wygraliśmy mecz w finale Pucharu Polski. Ja strzeliłem bramkę, super, Siema strzelił, Adaś wrzucił, ale to wszystko to było 50% zasługi Krzysia i trenera Ojrzyńskiego. To, co oni robili w szatni, jak oni gadali… Oni wygrali mecz przed meczem. My prowadziliśmy już przed pierwszym gwizdkiem.

Brakuje teraz Krzysia Sobieraja w szatni?

Powiem ci, że grałem z dużymi piłkarzami, którzy teraz są w Premier League czy we Francji, ale takich gości, jak Krzysiu, którzy mają taki charakter, takich liderów – to mało spotkałem. On był taki, że zawsze będę go pamiętać. Po prostu niesamowity człowiek.

Teraz jest trenerem Ogniwa Sopot, chodzisz na jego mecze?

Chodzę regularnie. Byłem nawet wczoraj, wygrali 2:1, Krzysiu zaprosił mnie też na kolację do mieszkania. On już taki jest. Po prostu polubił mnie i często do mnie pisze. Staram się kibicować na jego meczach. Sobi może być dużym trenerem. On ma taką charyzmę i taki charakter, że teraz jest w V lidze, ale za chwilę może być w Ekstraklasie – z tą motywacją on by mógł być trenerem każdego klubu w Polsce.

Jest takim motywatorem, jak Ojrzyński?

Tak. Ojrzyński był specjalny, potrafił motywować. Teraz trener Smółka jest trochę inny – on też cię motywuje, ale częściej mówi o graniu piłką. Wszyscy trenerzy są inni, każdy ma swój charakter. Debiutowałem u trenera Nicińskiego, naprawdę niesamowicie w porządku człowiek. To samo z Ojrzyńskim. Ja mam inny charakter, jestem z Kaukazu, ale nigdy nie miałem żadnego problemu z żadnym z nich. Poznałem ich i nauczyłem się wielu rzeczy od Nicińskiego, potem od Ojrzyńskiego. Niciński chciał grać, potem przyszedł inny gość, który miał mocną rękę i jechał z tobą do końca. I teraz trener Smółka, który jest jeszcze inny, ale to jest zawsze przyjemność pracować przy tak różnych warsztatach. Wszystko poznajesz, wszystkiego się uczysz, rozwijasz się. Nikt nie chce dla ciebie źle. Jak dobrze grasz, to nikt cię nie odstawi od składu, po prostu musisz zawsze jechać do końca i zrozumieć, czego oni od ciebie chcą.

Kiedy trafiłeś do Arki, przytrafiła ci się kontuzja i długo nie grałeś. Nie bałeś się, że powtórzy się sytuacja z Belgii?

Nie. Po prostu byłem kontuzjowany, ale wszyscy widzieli, że ja umiem coś zagrać. Przed finałem Pucharu Polski też miałem uraz i miałem nie zagrać. Jak spytasz trenera Ojrzyńskiego, to też ci powie, że nie chciał, żebym wchodził. Miałem w głowie, że na 99% nie zagram, ale nagle przychodzi trener i mówi ,,Luka, chodź”. Wszedłem i potem już poszło, jak poszło.

2805bf27_luka-zarandia-arka-puchar-polski-final.jpg

No właśnie. Luka, co czuje się po strzeleniu bramki w takim meczu? Dla nas to była wielka euforia, spełnienie marzeń, moment niesamowitego wzruszenia, dla wielu najpiękniejsza chwila w życiu. Co czułeś ty, kiedy byłeś w centrum tego szaleństwa?

Kiedy przyjechałem do Gdyni, wszyscy mówili o tym meczu. Mówili, że Arka ma swoją historię, ale nie ma sukcesów. I my pojechaliśmy na ten finał z nastawieniem, że to jest ostatni dzień naszego życia i musimy to wygrać. Cały mecz Lech dominował, jechali z nami. Ale my chcieliśmy wygrać i mieliśmy szczęście. Co ja poczułem? Nie wiem. 45 tysięcy ludzi, idziesz na stadion i zdobędziesz taką bramkę. Myślę, że to jedna z najważniejszych bramek w mojej karierze. Strzeliłem gola, ściągnąłem koszulkę. To było kilka minut, a ja czułem, jakby to były trzy sekundy. To wszystko tak szybko poszło. Euforia. Później wszyscy krzyczeli ,,Luka Zarandia”. Cały dzień przygotowań do meczu, 7-8 godzin, początek meczu… A ja wszystko poczułem w te trzy sekundy. Wygraliśmy i później to wszystko u nas ruszyło. Poczuliśmy, że jesteśmy wielki, wielki, wielki zespół. Pojechaliśmy do Warszawy, zdobyliśmy Superpuchar i znowu uwierzyliśmy w siebie.

Wielka Arka narodziła się tamtego dnia, w finale Pucharu Polski?

Myślę, że ten zespół już zawsze będzie w historii Arki. Mam nadzieję, że Arka odniesie jeszcze więcej sukcesów, ale myślę, że i tak już osiągnęliśmy najwięcej w dziejach klubu. Nie mamy szans wygrać ligi, ale zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy i to zawsze będzie w historii, a najważniejsze, że w sercach kibiców. Bardzo mnie to cieszy i jestem dumny, że grałem z tymi chłopakami i że ja będę jednym z tych, którzy będą w historii Arki zawsze.

Jakim miejscem do życia jest Gruzja? Bieda daje o sobie znać w życiu codziennym?

Czasami tak. Po wojnie z Rosją w 2008 r. było bardzo, bardzo źle. Rosjanie okupowali nas i czasami było źle, czasami dobrze, ale powiem ci, że zawsze w Gruzji wszyscy byli razem i nasza religia zawsze nam pomagała. Mówiliśmy sobie, że zawsze może być gorzej i musisz uszanować to, co masz, i iść dalej.

Powiedziałeś teraz o religii. Jesteś wierzący?

Jak nie jesteś wierzący, to jest dla ciebie koniec. W coś musisz wierzyć. W miłość, w Jezusa, w karmę… Wiesz, ja nigdy nie byłem taki, żeby chodzić codziennie do kościoła, ale wierzę, że jest Bóg i wierzę, że jak zrobiłeś coś złego, to szybko wróci to do ciebie. Jak zrobiłeś coś dobrego, to tak samo – może nie następnego dnia, ale za 15 lat wróci to do ciebie. I ja zawsze tak żyłem i moja rodzina też – po prostu nie możesz być złym człowiekiem i nie możesz chcieć dla kogoś zła. Ja wierzę w miłość. Jesteś człowiekiem, musisz wierzyć w takie rzeczy, jak miłość, przyjaciele, rodzina. I wszystko do ciebie wróci na pewno.

Opowiesz nam trochę o klimacie Tbilisi?

Tbilisi jest naprawdę super. Stare miasto to jest coś fantastycznego. I mamy dwa stare miasta – są takie piękne, że brakuje słów. Ludzie też witają innych z otwartymi rękami, są bardzo gościnni, radośni. Zaproszą na wino, na kolację. Pogoda też jest super. Musisz po prostu przyjechać i sam zobaczyć, Tbilisi trzeba poczuć.

Wracając jeszcze do wojny w 2008 r. – jak to wyglądało z twojej perspektywy? Miałeś wtedy 12 lat.

Ja byłem w stolicy, do nas wojna nie dotarła. Ale było źle, dużo młodych chłopaków wtedy zginęło. Rosjanie chcieli czegoś od nas. Bomby, okupacja terytoriów. My nie mogliśmy nic zrobić, oni byli dużo silniejsi. Po prostu przyjechali, zabrali, co chcieli, i koniec.

Właśnie, jak Gruzini patrzą na Rosjan w obliczu wojny w Abchazji?

Mam przyjaciół w Rosji, bardzo ich lubię i szanuję. Ale powiem ci, że nie przepadam za Rosją. Zabrali od nas dużo rzeczy. Jak nam oddadzą te terytoria i powiedzą, że jesteśmy przyjaciółmi, to powiem ,,dobrze”, ale teraz po prostu nie mogę mówić, że ich lubię. W Petersburgu czy Moskwie, większych miastach, są jeszcze mądrzy ludzie, arystokraci. Ale na przedmieściach i w małych miejscowościach ludzie w ogóle nie wiedzą, co się dzieje na świecie, nie widzą nic poza Rosją. Myślę, że to jest po prostu głupota. Oni zabrali Gruzji 20% terytorium.

Ok, a stosunek Gruzinów do Polaków?

Super. Jak w samolocie zginął wasz prezydent – w Gruzji wielu ludzi to poruszyło, nasz prezydent zawsze miał z nim dobry kontakt. Byłem ostatnio na wakacjach w swojej ojczyźnie i widziałem dużo Polaków u nas, a moi rodacy przyjmowali ich z otwartymi rękami. Naprawdę was szanujemy. I jak ja przyjechałem do Polski, to też poczułem, że ludzie są gościnni, że lubią nas, Gruzinów.

Łączy nas wiele czynników: ten charakter wojowników, od którego zaczęliśmy, ale też podobna historia.

My zawsze chcieliśmy walczyć o swoją wolność i zawsze staraliśmy się ją złapać, na ile się dało. I myślę, że złapaliśmy. Było ciężko, ale wszystko będzie dobrze.

Jesteś kapitanem młodzieżowej reprezentacji Gruzji. Jak silne jest u ciebie przywiązanie do ojczyzny? Czujesz się patriotą? Po Superpucharze w tym roku powiedziałeś do dziennikarzy ,,dajcie mi paszport, a zagram dla was”. Nie kłóci się to z twoim oddaniem Gruzji?

(śmiech) To był żart! Miałem propozycje gry w innych reprezentacjach, obce federacje chciały dać mi paszport, żebym grał dla nich, mówili, że będę u nich gwiazdą. Ale ja urodziłem się w Gruzji i chcę zostać tutaj. Teraz jestem w młodzieżówce i jestem kapitanem, ale jestem w tej kadrze najstarszy i czuję się jak dziadek dla innych chłopaków (śmiech). Powiem ci, że opaska kapitana nie jest dla mnie szczególnie ważna. Jak nosisz koszulkę z symbolami narodowymi, masz herb ojczyzny na sercu – to jest najważniejsza sprawa.  I jak wychodzisz przed meczem i stoisz z całą drużyną, grają wam hymn narodowy… To jest w tym wszystkim najwspanialsze, nie opaska.

9de66217_luka-zarandia-280515-094.jpg

Polska podoba ci się jako kraj?

Podoba mi się. Byłem już prawie wszędzie. Nie byłem jeszcze w Gdańsku, chociaż to jest 20 km (śmiech). Ale byłem w Krakowie – piękne miasto. We Wrocławiu – też jest super. Warszawa też jest bardzo ładna. No i Gdynia. To jest mój dom. Masz tutaj wszystko, co chcesz. Morze, plażę, ludzie cię lubią. To jest super.

Właśnie, masz jakieś ulubione miejsca w Gdyni, gdzie najczęściej spędzasz czas?

Ja jestem ogólnie bardzo aktywny, ale czasami jest tak, że nie chce mi się wychodzić z pokoju i wtedy mogę obejrzeć 5 filmów w ciągu dnia albo czytać książkę przez 5 godzin. A jak już wychodzę? Restauracje Serio, Haos, Pueblo. Latem plaża czy jakieś kawiarnie. Staram się brać od życia jak najwięcej. (chwila zastanowienia) Tak sobie teraz myślę, że ulubionym miejscem na pewno jest stadion. Idziesz na stadion – 10 tysięcy kibiców, ty dla nich grasz, oni przez 90 minut robią super, super robotę. Oni są naprawdę naszym dwunastym zawodnikiem. A Górka jest niesamowita.

Ostatnio coraz częściej kibice na trybunach skandują twoje nazwisko.

To jest dla mnie olbrzymie wyróżnienie. Kibice skandują nazwiska czterech-pięciu gości. Pavels, Nalepa, Siema, Suli i ja, a ja nie jestem stąd. Brakuje mi słów. Zawsze mówię, że kocham tych kibiców, że gdziekolwiek nie pójdę, to nigdy o tym nie zapomnę. Powtarzam, że to mój nowy dom. To jest Gdynia i po prostu kocham ją.

Kibice kochają cię za twoją szczerość i bezpośredniość. Jesteś autentyczny. Nigdy nikogo nie grasz i nie ukrywasz niczego, zawsze mówisz, jak jest.

W życiu zawsze trzeba mówić prawdę. Możesz rok grać, udawać kogoś, kim nie jesteś, ale później wszystko wyjdzie na jaw. Musisz po prostu być sobą i to jest najważniejsze.

Jaki jest Luka Zarandia z charakteru?

Energiczny, wesoły, często żartujący. Jestem takim dzikiem kaukaskim, mam kaukaską głowę, mam w sercu miłość.

Wspomniałeś o tej dzikości. Często jak wchodzisz w pojedynki ,,jeden na jeden”, to w twoich oczach widać właśnie takie pozytywne szaleństwo. Nakręcają cię pojedynki indywidualne?

Wszyscy mnie o to pytają (śmiech). Bóg mi to dał, mam to w naturze, i tyle.

Jakie są twoje cele w karierze piłkarskiej?

Chciałbym zagrać lidze z TOP 5 – Anglia, Hiszpania, Włochy, Francja albo Niemcy. I zrobić tam dużo.

A dopuszczasz grę w innym polskim klubie czy jak już odejdziesz, to tylko za granicę?

Miałem teraz dużo propozycji z polskich klubów, ale widzisz, nie odszedłem.

Była oferta z Zagłębia Lubin, prawda?

Było ich więcej, 6-7. Ale nie chciałem. Na poziomie europejskim, biznesowym, w Polsce jest tylko Legia, ona jest troszeczkę wyżej od innych. Ale nie wiem, czy bym do niej przeszedł. Jak będzie szansa wyjechać za granicę, to wolałbym taką opcję. Gdybym miał propozycje z Legii i na przykład z Rosji, to poszedłbym za granicę. Chcę się sprawdzić w innej lidze, czy będę robił tam te same rzeczy, co tutaj, i czy też będzie to wychodziło. W życiu piłkarza nigdy nic nie wiadomo. Ja bym chciał iść do Premier League, a może być tak, że za chwilę wyląduję w III lidze. To jest kariera. Może być różnie, dopuszczam wszystko. Ale na pewno nie pójdę do Lechii.

To chcieliśmy usłyszeć (śmiech).

Za żadne pieniądze, po prostu za nic tam nie pójdę. A poza tym wszystko się może zdarzyć.

74475808_luka-zarandia-arka-gdynia.jpg

Masz marzenia wykraczające poza piłkę?

Chcę jak najlepiej dla mojej rodziny, przyjaciół, braci. Żeby zawsze im się w życiu powodziło.

Co robisz w czasie wolnym?

Oglądam filmy, czytam książki, słucham muzyki. Mój tata jest melomanem. Kiedy byłem młody, jeden pokój w naszym domu w całości wypełniony był dyskami i winylami. I ja przejąłem to zamiłowanie do muzyki. Słucham starej szkoły. Wszystko stare, nowych kawałków nie słucham.

W marcu w wywiadzie dla oficjalnej strony Arki powiedziałeś, że nie masz dziewczyny i że czekasz na propozycje. Posypały się po tamtej rozmowie?

(śmiech) Nie jestem jeszcze gotowy na związek. W relacji z dziewczyną musisz czuć miłość i mieć pewność, że to ta jedyna. Ja na razie tego jeszcze nie przeżyłem. Może poczuję to za rok, może za 10 lat. Ale macie tutaj bardzo piękne dziewczyny.

Grałeś trzykrotnie w derbach Trójmiasta, dwa razy w Gdyni w poprzednim sezonie. W spotkaniu w Gdańsku strzeliłeś bramkę. Znasz już otoczkę tych meczów. Czekasz na derby w tym sezonie, jesteś głodny rewanżu?

Między nami a Lechią jest dużo nienawiści, ale takie mecze są najlepsze. Kibice w Gdyni robią na tych spotkaniach niesamowitą atmosferę. Jak pojechaliśmy do nich – też było mocno, jechali z nami bardzo ostro. Ale takie mecze to jest piękno futbolu, one zostają w twojej głowie. Teraz graliśmy w Pucharze Polski ze Śląskiem Świętochłowice i takiego spotkania nie zapamiętasz. Wygrasz 11:0 czy przegrasz – to nie ma znaczenia, czujesz się jak na sparingu. Oczywiście, musisz ich szanować jako zespół, ale nie będziesz potem wspominał takiego meczu. A Lechia, Legia, Lech – na takie mecze się czeka. No i czekam na derby, czekam. Jeszcze ich nie wygrałem. Tym razem musimy to zrobić. Zobacz, z Legią nie wygraliśmy wcześniej 40 lat, z Lechem w lidze też 10 lat. A teraz Legia pokonana, Lech pokonany. Odhaczamy sobie tych rywali, nie wygraliśmy jeszcze z Lechią, ale teraz czas też na nich.

Na pierwszym miejscu w twoim sercu spośród dotychczasowych klubów jest Lokomotiw Tbilisi?

Oni traktowali mnie jak syna. Nie byłem wychowankiem Lokomotiwu – po prostu przyjechałem, podpisałem od razu kontrakt z seniorską drużyną, a oni zwracali się do mnie cały czas jak do syna, jak do kogoś, kto był tam od zawsze. Zawsze będę pamiętać trenerów, z którymi współpracowałem. I to koniecznie zapisz – nazwiska trenerów, którzy bardzo mi pomogli. Giorgi Dewdariani, Kachabar Chketiani, Giorgi Cecadze, Zurab Taraszwili. Oni byli dla mnie bardzo ważni. No i reprezentacja. Pamiętam występ na EURO do lat 17. W ogóle to U-17 i U-19 to były bardzo dobre czasy. No i Arka też. Także mam w sercu reprezentację Gruzji, Lokomotiw i Arkę, te trzy.

Gra w Arce to twój najlepszy okres w karierze?

Najlepszy. Teraz po prostu gram i wszyscy mnie kochają. W piłce nie możesz dostać więcej niż ja dostałem w Gdyni – szacunek ludzi, trofea. Piłkarze grają całą karierę i nie wygrywają nic, a my tu w dwa lata Puchar i dwa Superpuchary. To jest niesamowite.

Mówiłeś, że Krzysztof Sobieraj w poprzednich sezonach był liderem szatni, duszą drużyny. Ktoś go teraz zastępuje?

Ciężko jest znaleźć drugiego Sobieraja. Potrzeba na to czasu. Nie chcę powiedzieć, że teraz nie mamy lidera, ale Krzysiu był po prostu inny niż wszyscy, naprawdę inny.

A z kim trzymasz się teraz w szatni? Kiedy trafiłeś do Gdyni, bardzo pomagał ci Darek Formella.

Dalej mam z nim kontakt, bardzo go lubię. W obecnej Arce dobrze się dogaduję ze wszystkimi. Lubię się z Marcusem, z Siemką, z Nalepką, z Fredem, z Pavelsem… No, ogólnie ze wszystkimi. Jest Sołdi, Szwoszek, Warchi – odeszli z Arki, ale dalej trzymamy kontakt.

1c977e0d_rafal-siemaszko-luka-zarandia-puchar-polski-gorka.jpg

Jak wygląda ruch kibicowski w Gruzji? Ludzie chodzą na mecze, robią oprawy?

Nie ma o czym mówić. Ludzie w Gruzji nie chodzą teraz na stadiony. Przychodzi grupka 20 fanatyków i tyle, cały stadion jest pusty, nikogo nie ma. Piłka nożna bez kibiców nie ma sensu. 30 lat temu w Gruzji był fanatyzm, na stadionach były nadkomplety publiczności, nie można było dostać biletu. Teraz ludzie przychodzą tylko na reprezentację – wtedy rzeczywiście wszystkie bilety są sprzedane, 50-60 tysięcy ludzi na stadionie i to jest super. Bez tego piłka to jest kabaret. Brakuje tego w lidze bardzo.

Luka, zdajesz sobie sprawę ze swojego potencjału? Przed sezonem powiedziałeś, że do tej pory nie zaprezentowałeś pełni swoich umiejętności.

I dalej ich nie pokazałem. Myślę, że to nie jest maksimum moich możliwości, że mogę robić jeszcze więcej.

A nad czym musisz najbardziej pracować, jak uważasz?

Nad głową. Reszta jakoś się ułoży – piłkarsko poukłada cię trener, zdrowotnie pomoże ci lekarz i będzie w porządku, ale nad swoją mentalnością musisz pracować sam. Ale jeśli głowa pójdzie za nogami, to wszystko będzie dobrze.

Zdarza ci się prowadzić rozrywkowy tryb życia?

Powiem ci, że czasami po prostu trzeba odreagować, pojechać gdzieś. Życie piłkarza jest monotonne. Dzień w dzień robisz to samo. Od czasu do czasu musisz się odciąć, rozerwać. Trener Smółka mówi to samo – on jest twardym gościem, ale też powtarza, że jak jesteś zmęczony mentalnie, to idź do domu, usiądź, pooglądaj telewizję, wypij jedno piwo. Po prostu czasami trzeba, żeby odpocząć, zregenerować się. Przede wszystkim psychicznie. Bez tego zajechalibyśmy się. Nie chodzi o to, żeby od razu przyimprezować, upić się, tylko o to, żeby na chwilę uciec od codzienności.

Macie w szatni pozytywną atmosferę?

Adaś Marciniak o to dba. On bez przerwy żartuje. Gada 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu. Nie spotkałem wcześniej kogoś takiego. On ciągle gada, gada, gada. Myślę, że nocami, przez sen, on też gada (śmiech). Jak przychodzisz do szatni – codziennie jest jakiś nowy żart.

Luka, lubisz gruzińską kuchnię?

Jest najlepsza na świecie.

A z polskiej co lubisz?

Macie pyszne zupy: rosół, żurek… Kotlety, kapustę kiszoną, ogórka kiszonego… Pierogi, chociaż my w Gruzji też mamy i dla mnie te nasze są troszeczkę lepsze.

Wiesz, dlaczego pytam? Co jakiś czas w mediach pojawiają się głosy, że Luka Zarandia lubi sobie za dużo zjeść.

Miałem problem z jedzeniem, ale nieduży. Chodziłem do McDonalda, to była moja głupota, ale już teraz kontroluję wszystko. Wiesz, jak jesteś 4 miesiące tylko na ryżu, to czasami musisz jechać i zjeść coś smacznego. Ale nie jest tak, że regularnie niezdrowo się odżywiam. Tak, sporadycznie zjem sushi, burgera czy pizzę. To jest tak jak z tymi rozrywkami – życie piłkarza jest tak monotonne, że czasem zwyczajnie musisz się od tego oderwać na chwilę. Ciągle jesz tylko spaghetti, ryż i kurczaka, nic więcej. W głowie masz taki kod. Oczywiście, mamy w szatni takich zabójczo profesjonalnych piłkarzy, którzy mogą całe życie tylko jeść ryż i pić wodę, bez żadnych przerw na reset. No ale mi jest trochę ciężko (śmiech).

d53ea259_zarandia-helstrup-arka-gdynia-zaglebie-sosnowiec-by-wojciech-szymanski.jpg

Masz doświadczenie wyjścia z trudnej sytuacji życiowej?

Kiedy mieszkałem jeszcze w Gruzji, mój tata zachorował. Chudł i chudł, ważył 40 kg, znikał w oczach, a ja na to wszystko patrzyłem. Potem on nie mógł jeść, nie mógł pić, wszyscy myśleli, że to koniec. Było też tak, że musieliśmy sprzedać mieszkanie i potem wynajmowaliśmy – przez rok jedno mieszkanie, przez rok drugie, trzeci rok w jeszcze innym. No i czasami mieliśmy takie problemy. Ale to czyni cię jeszcze silniejszym. Pokazuje twój prawdziwy charakter. My z rodziną wyszliśmy z tego wszystkiego i teraz idzie to w dobrym kierunku.

Oglądasz dużo filmów. Masz jakąś swoją ulubioną postać albo utożsamiasz się z którymś z bohaterów filmowych?

Nie. Po prostu lubię oglądać fajne filmy i dobrych aktorów. Nie da się znaleźć w filmie nikogo takiego, jak Ty. Film to film, a życie to życie. Ale rzeczywiście, oglądam dużo produkcji. Jak odkryję jakiegoś nowego aktora, którego gra mi się podoba, to oglądam wszystkie filmy z nim – od pierwszego do ostatniego. De Niro jest Messim kina. Ale moim ulubionym aktorem jest Jack Nicholson. Aktorzy są jak piłkarze – to jest ich praca, ale niektórzy wykonują ją bardziej efektownie. Jak Messi robi drybling, to oglądasz to i dziwisz się, jak on to robi. I tak samo jest z aktorami – patrzysz, jak gra na przykład De Niro albo Anthony Hopkins, i po prostu musisz to obejrzeć do końca i zastanowić się, skąd oni to potrafią.

Jest ostatni dzień września 2018 r. Luka Zarandia ma 22 lata i dużo już za sobą, ale też jeszcze więcej przed sobą. Jesteś zadowolony z tego, w jakim jesteś miejscu?

Wiesz, ja miałem takie słabe momenty w życiu… Że ostatnie dwa lata to najlepszy okres w mojej karierze piłkarskiej. I jestem bardzo zadowolony, bo zrobiłem wszystko, co mogłem. Są piłkarze na poziomie Beckhama czy Neymara, którzy całe życie chcą zdobyć jedno trofeum, a go nie zdobywają. Albo taki stary Ronaldo – fenomen, który nigdy nie wygrał Ligi Mistrzów. A ja przyjechałem do Gdyni, zdobyłem z Arką trofea, jestem szczęśliwy. Tak jak mówiłem wcześniej – w życiu musisz szanować to, co masz. I ja bardzo szanuję to, co mam. Ale to nie jest koniec. Muszę się rozwijać i iść dalej. To dopiero początek.

Luka, bardzo dziękujemy za rozmowę.

Również dziękuję.

 

Uprzejmie dziękujemy kawiarni Kofeina przy ul. Abrahama 41 w Gdyni za ciepłe przyjęcie, sympatyczną atmosferę i pyszną kawę :)